Nie Jest Tak Pięknie i Kolorowo

w house loves nie zawsze jest tak pięknie i kolorowo jak na zdjęciach. często czytam, że mamy pięknie, że cudnie, że wspaniale, że wow, że jak to możliwe, że tak szybko, że kiedy my to tak wszystko...

dziękuję za te wasze miłe słowa, one dają siłę do działania, ale chyba zdajecie sobie sprawę, że nie zawsze jest tak pięknie i kolorowo? mam wrażenie, że muszę to napisać, bo byłabym nieprawdziwa w tym wszystkim, co pokazuję wam na blogu, jeśli tego nie wypowiem.

kiedy buduje się dom, trzeba pamiętać, że nie zawsze jest kolorowo. a pięknie jest tylko na końcu.

wszystko jest wynagrodzone i jest ogromna radość, ale jest też ciężko. i chociaż ciągle człowiek się pociesza końcem budowy i celem do jakiego dąży, chwilami ma dosyć i rzuciłby to w cholerę. miałam takich momentów wiele, od kiedy sprzedaliśmy poprzedni dom 11 miesięcy temu. oczywiście, że gdybym miała wybór zrobić to jeszcze raz, to podjęłabym taką samą decyzję i budowała się - bo cel jest nieziemski - ale chcę, byście wiedzieli, że w house loves też nie jest tylko pięknie i kolorowo.

 

oto moja lista niepięknych i niekolorowych chwil,

rzeczy, problemów i zmartwień z ostatniego roku podczas budowy domu:

 

1. nie mam domu od 11 miesięcy. 5 miesięcy mieszkaliśmy u mojej teściowej i 6 miesięcy u moich rodziców... nie jest łatwo mieszkać u kogoś tak długo. zwłaszcza jeśli mieszka się z 4-letnim dzieckiem w jednym pokoju. i posiada się w tym pokoju wszystko: ubrania, zabawki, kosmetyki, biuro, łóżko... wszystko...u pierwszych: mąż się czuł super, u drugich - ja się czuję super, więc nigdy nie  jest dobrze...

2. nie gotuję i nie piorę od 11 miesięcy. no, można by uznać, że to rewelacja. wow. że, ale masz cudownych rodziców (tak mam, bardzo, zwłaszcza jeśli chodzi o to pranie). ale z tym gotowaniem, to było fajne przez pierwsze 3 miesiące, potem człowiek zaczyna tęsknić za normalnym trybem życia... za wolnością... za powolnością... bo robienie obiadu spowalnia dzień... a mi brakuje powolnych dni...

3. nie mam dnia wolnego od 11 miesięcy. każdą chwilę, każdą godzinę, każdy wolny dzień (nawet urlopowy) spędzam w nowym domu albo myśląc o nowym domu. na początku to było jeżdżenie po sklepach i wybieranie materiałów, artykułów dekoracyjnych, czy załatwianie formalności, potem to było pisanie maili z zamówieniami, potem zmiany i przeprojektowywanie, kontrolowanie finansów, a teraz praca. fizyczna praca na budowie. non stop od 3 miesięcy! kończę pracę zawodową o 16.oo i jadę na budowę do nowej pracy. pracuję fizycznie kolejne kilka godzin i idę spać. to nie jest kolorowy tryb życia - zapewniam, choć wiadomo: praca we własnym domu daje satysfakcję, ale wolnego nie ma.

4. moja córcia wychowuje się sama. oczywiście, że przesadzam. bo jest z nami i dbamy o nią przede wszystkim. ale prawda jest taka, że kiedy ja pracuję, mąż się nią zajmuje, kiedy on pracuje, ja się nią zajmuję, kiedy nam pomaga - pracujemy razem, ale spowalnia nam wszystko i często przeszkadza.  tak wiem! uczy się przy tym i dobrze, że jest z nami. jednak nie ukrywajmy, że właśnie przez to - od 11 miesięcy nie ma normalnego życia. po przedszkolu nie może iść z nami na spacer, na lody, do babci, do koleżanki, na plac zabaw, do sklepu, nie może się z nami spokojnie pobawić czy pouczyć - bo my nie możemy z nią. na szczęście często gdzieś wybywa sama i urozmaica sobie dzień... :) .... ale nie może chodzić na dodatkowe zajęcia i rozwijać swoich talentów, a ja nie mogę koncentrować się na jej SUPER wychowywaniu, tak jak bym tego teraz chciała. oczywiście jest mała (4 lata) i jeszcze nadrobi wszystko... a teraz naprawdę wiele się uczy, patrząc jak rodzice pracują w domu, bo to też jest bardzo edukacyjne: wzmacnia nasze więzi, rozwija jej zdolności manualne, rozwija jej samoobsługę, rozwija myślenie logiczne, kiedy np. składa z nami meble (bo składa- zobaczcie ten filmik na instagramie) - ale wiem, że też coś traci. i nie jest tak kolorowo, jak to może wyglądać na zewnątrz.

5. ciągle jestem zmęczona i niewyspana. staram się w soboty wysypiać (bo to jedyny dzień w tygodniu, kiedy nie pracujemy), ale to dla mnie za mało. ciągle brakuje mi snu i siły. mr M ma tak samo, albo jeszcze gorzej. nie mamy dni wolnych, więc nie mamy urlopu. nie mamy więc prawdziwego odpoczynku. 

6. zmęczenie łączy się z tym, że się postarzałam. tak niestety. budowa nie była dla mnie łaskawa. zmartwienie, które mogło spowodować starzenie w czasie budowy nie nastąpiło - bo jakoś się nie martwiłam wiele, ale na pewno zmęczenie dodało mi tych parę lat. twarz mam taką opuchniętą i szarą. czekam dnia, kiedy się to wszystko skończy. wiem, że odzyskam na twarzy blask :) ale to kolejny niepiękny efekt uboczny budowy.

7. zaczęłam przeklinać. wstyd. bardzo wstyd. nie lubię, jak ludzie klną, a sama ostatnio rzucam słowami na lewo i prawo. niestety nerwy na budowie, kiedy coś człowiek chce uzyskać, przebywanie z chłopami dają o sobie znać. wiem, że to się skończy teraz, jak już jesteśmy po... ale nie od razu. 

8. ucierpiały moje nerwy. nasz wykonawca był super, ale nie zawsze. były momenty (jak na każdej budowie), że mnie krew zalewała, co nawyczyniał albo czego wyczyniać nie chciał. wtedy nerwy mi puszczały i po prostu strasznie jestem rozklekotana. budowa, to nie kolorowy projekt budowlany, który się sam buduje, to ciągłe myślenie: a co jak to, a co jak tamto? jaką tu decyzję podjąć? a może to robić? a może nie robić? to też ciągłe sprawdzanie wykonawcy czy dobrze robi... bo mimo tego, że się stara, to może mu się po prostu czasem nie chcieć... nerwy mam w strzępach, to pewne.

9.   przestałam chodzić do spożywczaka. przysięgam, że nie robię w ogóle zakupów. mój Mr M kończy wcześniej pracę niż ja i zanim odbierze Gabi z przedszkola, załatwia spożywczaka. więc ja prawie w ogóle nie chodzę do ludzi, nie wiem co tam dają, nie wiem za ile i jakie promocje są w biedrze albo lidlu :) nagle się okazuje, że wszyscy z biedry mają fajne książki dla dzieci za 5pln, a mnie to ominęło. tak, mojego Mr M, też to omija, mimo, że chodzi do biedry. no, ale te chłopy już tak mają.

10. przestałam chodzić po sklepach z ciuchami :( mam ograniczoną garderobę, no bo jak tu zmieścić w jednej szafie 3 osoby, do tego ta szafa musi pomieścić 4 sezony, bo cały rok nie mamy domu. reszta ciuchów jest spakowana. a ja nie mam czasu, chęci, siły ani pieniędzy, aby chodzić na dodatkowe zakupy. niestety dom, dom, dom.... wszystko pochłania. moda w tym roku mnie ominęła.

11. przeszliśmy z mężem kryzys małżeński. akurat się tak złożyło, że w 2014 roku minęło 7 lat odkąd jesteśmy małżeństwem. a podobno co 7 lat przechodzi się kryzysy małżeńskie, no i u nas się to sprawdziło. kryzys małżeński zaczął się jeszcze przed budową, ale skumulował się w październiku i listopadzie. akurat, kiedy człowiek nie miał własnego kąta. akurat, kiedy się chce przed teściową pokazać z dobrej strony. no niestety, nie udało się. nasze małżeństwo potrzebowało reanimacji. w grudniu się udało i w styczniu odetchnęliśmy. kocham mojego Mr M, chwalę Boga codziennie, że mi takiego męża dał i nigdy nie przestanę go kochać, ale było ciężko. teraz przy końcu budowy, też nie jest łatwo. zmęczenie materiału nastąpiło i jest kulminacja, ale tym razem to tylko zmęczenie i oboje wiemy, że to już prawie koniec... więc będzie niedługo cudnie.

12. nie ma na nic kasy. teoretycznie w tym roku na naszym koncie było tyle pieniędzy, że jeszcze nigdy tyle nie mieliśmy. ale praktycznie, to ja tych pieniędzy nie widziałam. wszystko idzie w dom i tego doświadcza chyba każdy, kto się buduje. wyrzeczenia są potrzebne non stop, aby jak najszybciej to się skończyło. tak, że nie było to 11 miesięcy w luksusie, raczej w "biedzie'  ;)

13. zaczęłam się spóźniać. o matko!! jak straszne z tym spóźnianiem. ostatnio nawet spóźniłam się na blogINtalk... siara. nigdy się nie spóźniałam. miałam zawsze zawał, jak szłam na pociąg na wybraną godzinę. dlatego zawsze wychodziłam z domu 30min wcześniej niż powinnam, aby się nie spóźnić. ostatnio oś czasu mi się załamuje, a odległości do pokonania między punktami A i B są jakieś dłuższe i ciągle się wszędzie spóźniam... mam tego dość i mam nadzieję, że mi to nie zostanie po tej budowie.

14. zaczęłam zapominać. jestem dość zorganizowana (jak wiecie). nigdy nie zdarzało mi się o czymś zapomnieć. jak się z kimś na coś umówiłam albo coś komuś obiecałam, to było u mnie jak w banku. do czasu :( do czasu budowy. tak bardzo jestem przeciążona psychicznie, że pewne rzeczy po prostu mi umykają i jeśli sobie nie zapiszę albo nie nastawię przypomnienia, to na pewno zapomnę... masakra. aplikacja any.do zagotowuje się w ciągu dnia na mojej komórce, bo ja  ciągle coś notuję i skreślam, notuję i dopisuję,i skreślam, i znowu....

15..... no i pewnie znalazłoby się jeszcze kilka takich niepięknych i niekolorowych rzeczy.... ale może starczy.... :)

 

nie chcę was tym zniechęcać, nie o to tutaj chodzi. pamiętajcie, budowa domu to coś wspaniałego, ale w tym jednym niepięknym i niekolorowym poście, chciałam wam za jednym zamachem pokazać, że w house loves, nie jest zawsze tak pięknie i kolorowo... bo życie jest i pięknie i niepiękne i kolorowe i niekolorowe... a ja kocham życie!!!! z obu tych stron i nie boję się też tej gorszej strony :) 

to trochę jak z rodzeniem. już kilka godzin po tym, jak urodzi się dziecko, człowiek zapomina o bólu. a ten ból, to tylko kilka godzin w porównaniu z całą 9 miesięczną ciążą. więc ja dzisiaj o tym bólu, ale pamiętajcie, że ciąża trwa 9 miesięcy i wtedy jest pięknie :) a jaka jest potem radość z  urodzonego dziecka :) ??? ha?? na całe życie :) :) :)

buźka