HOUSE LOVES

View Original

Projekt BLUEWOOD - Początki

Bardzo już chciałabym pokazać Wam ukończony projekt BLUEWOOD, ale zanim to zrobię - postanowiłam wrócić nieco do początków tego całego zamieszania i pokazać Wam przestrzeń sprzed remontu oraz opisać oczekiwania i techniczną stronę tego projektu. 

 


CO TO JEST PROJEKT BLUEWOOD?

 

Może, gwoli wyjaśnienia, powiem, że projekt BLUEWOOD to nic innego, jak projekt nowej kuchni z jadalnią i salonem, który zrealizowałam w okresie tegorocznych wakacji u moich rodziców w ich ‘starym’ domu. A więc jest to projekt dla 60-cio letniej pary małżeńskiej, której trójka dzieci, czyli między innymi i ja, dawno już wyszła z domu, ale wpada do nich dość często: i znienacka, i na proszone obiadki. Para ta po 18 latach zamieszkiwania w pierwszym, wybudowanym własnoręcznie domu - postanowiła, że przyszła w końcu pora na zmiany i remonty, na odświeżenie ścian, a przy tym na adaptację stylu wnętrza. Tak naprawdę, to właściwie mama postanowiła, a tato nie miał wyjścia… No, może niezupełnie, bo na jego aprobatę w tym względzie trzeba było czekać aż około 5 lat (jest słabo reformowalny). Więc kiedy w końcu wyraził chęć przyłączenia się do pomysłu, trzeba było działać szybko, żeby się nie rozmyślił :) 

 


JAK WYGLĄDAŁY POMIESZCZENIA PRZED REMONTEM

 

Tutaj możecie zobaczyć jak wyglądała kuchnia i salon rodziców PRZED remontem, a właściwie: jak wyglądały od zawsze.


KUCHNIA



Układ kuchni był fantastyczny i bardzo ergonomiczny. Zgodnie więc z rodzicami uznaliśmy, że w tej kwestii nie będziemy zmieniać za wiele, tym bardziej, że nie wymagało to przerabiania instalacji wodnej. Po tylu latach jednak wygląd kuchni był nieco ‘przedawniony’, lekko rzecz ujmując. I choć zawsze było tutaj przyjemnie, domowo i przytulnie, to ciągle tak samo. Nic się nie zmieniło od 18 lat, no, może na blacie został dostawiony Termomix :) Kafelki na podłodze były bardzo wymagające, bo ciemne i wszystko było na nich widać, blat mdf - tak samo, a fronty w zabudowie - z litego drewna... no cóż, trochę szkoda mi ich było (ale nie dało się nic z nimi zrobić: dorobić, przerobić, przemalować czy dostosować, by zapobiec ich wymianie). Na szczęście stara kuchnia w towarzystwie nowych płytek i innego koloru na ścianie - ostatecznie wyląduje w mieszkaniu na wynajem, a więc dość pomyślnie - bo nie na wysypisku. 

Jednak, jak pewnie zauważyliście, kuchnia miała kilka błędów projektowych (pomimo że rodzice korzystali z usług projektantki), na które rodzice zwrócili uwagę dopiero w czasie korzystania z niej, a ja chciałabym zwrócić na nie Waszą uwagę, abyście mogli im zapobiec w Waszych ewentualnych przyszłych projektach:

1. Szafka wisząca nad lodówką o średniej wysokości (ok. 1,4m) była płytka (standardowa wisząca szafka o głębokości ok. 40 cm). No i cóż? To niezbyt rozsądne rozwiązanie. Jeśli już robi się szafki nad lodówką, powinny one być pełnej głębokości (min. 60cm), tak jak zrobiłam to w projekcie dla BABCI & DZIADKA (zobaczcie tutaj >>>). Dlaczego? Ponieważ przy płytszych szafkach wiszących musimy głębiej sięgnąć po rzeczy na półkach, a kiedy po drodze pod pachą mamy wystającą lodówkę, korzystanie z takiej szafki staje się koszmarem. Zapytajcie mojej mamy... nie znosiła tam zaglądać i czegokolwiek tam trzymać, no bo nie sięgała swobodnie.

2. Szafki wiszące mają różne wysokości; jak dla mnie - bez większego sensu. Ja nie wiem… naprawdę próbowałam zrozumieć - dlaczego? :) Przecież ani to ładnie nie wygląda, ani to nie jest praktyczne? Dodatkowo, przestrzeń na ścianie nie jest wykorzystana w całości... Dziwny design.

3. Szafka stojąca po prawej stronie od kuchenki indukcyjnej i piekarnika była szafką narożną, głęboką (tego typu >>>), która miała zwykłe półki. Nie wiem czy 18 lat temu nie było jeszcze systemów półek wysuwanych, ale doprawdy - szafki narożne zawsze powinny mieć takie rozwiązanie... inaczej połowa półek jest prawie bezużyteczna, a dostęp do nich jest bez mała - niemożliwy. Mamy więc szafkę z półkami, do których nie zaglądają nawet dzieci:)

SALON 

Jeśli chodzi o salon, w którym również znajdowała się jadalnia, był zwyczajnie RÓŻOWY :) Jak widzicie, moja mama nie boi się kolorów i zafundowała sobie takie właśnie królestwo. Bardzo jej się to kiedyś podobało, ale przyszedł czas na zmiany. W salonie stał duży, rodzinny stół, spore sofy. Jednak wszystko to, patrząc z aktualnego punktu widzenia - było staromodne. Na dodatek, na środku salonu znajdował się półokrągły, mało ciekawy dziś kominek, który zajmował bardzo dużo miejsca.

W zasadzie, remont tego pomieszczenia, z jednej strony, głównie podyktowany był chęcią zmiany stylu jego wnętrza, ale także dążeniem do jego powiększenia. Moi rodzice mieszkają sami (teraz też z babcią i dziadkiem), my (ich dzieci) wyprowadziliśmy się dawno temu, a więc nie potrzebują już 4 sypialni. Dlatego chcieli zlikwidować jedną z nich na rzecz powiększenia salonu, aby mieć większą swobodę przyjmowania całej rodziny i gości u siebie.


OCZEKIWANIA PROJEKTOWE

 

Moja mama całkowicie oddała projekt swojego salonu i kuchni w moje ręce. Zaufała mi bezgranicznie. Nie musiała tłumaczyć: jakiego stylu wnętrza oczekuje ani dokładnie wybierać kolorów, w których będzie czuła się dobrze... znam przecież moich rodziców i z zamkniętymi oczami od razu wiedziałam co im zaproponuję. 

Jednak wybory każdego "inwestora" trzeba szanować, więc oczywiście zapytałam ich o czym marzą i czego oczekują od nowego projektu, a także czego nie zmienią. Oto tego relacja:

- Brak zmiany układu szafek kuchennych i sprzętu AGD - zgodnie uznaliśmy, że nie ma potrzeby zmienić układu kuchni, jest optymalna i rodzice przyzwyczaili się do poruszania po niej w taki, a nie inny sposób; a więc układ zostawał.

- Większa kuchnia z wyspą - mama marzyła o wyspie czy półwyspie, ale, co najważniejsze, o większej kuchni z dodatkową ilością szafek. Było to nie lada wyzwanie, bo kuchnia jest umiejscowiona pomiędzy ścianami nośnymi i zewnętrznymi domu, nie wchodziło więc z grę wyburzanie żadnej z nich. Dodatkowo, skoro układ miał się prawie nie zmienić, w którym miejscu miałam dołożyć więcej szafek, oprócz tych pod sufitem? :) Prośba była prawie niemożliwa do spełnienia… ale się udało :) Poniżej, na schemacie zobaczycie, w jaki sposób powiększyłam tę przestrzeń. 

- Duży, rodzinny stół - nasza rodzina jest dość liczna. Oprócz całej trójki rodzeństwa wraz z mężami, żonami i dziećmi, teraz jest też babcia, a w bardzo bliskiej okolicy mieszka również siostra mamy... Jeśli są rodzinne obiady, to miejsc siedzących przy stole powinno być minimum - 14. Do tej pory rodzice posiadali rozkładany stół o długości 3 m, ale niestety, po jego maksymalnym rozstawieniu - 8 jego nóg (!) skutecznie przeszkadzało w swobodnym obstawieniu go krzesłami. To dlatego mama wymarzyła sobie równie długi stół, ale najlepiej bez nóg przy zewnętrznej stronie blatu, z możliwością przystawiania i przesuwania krzeseł w dowolny sposób, tak, żeby goście się nie skarżyli na niewygodę, lądując z nogą od stołu pomiędzy swoimi nogami.

- Drewniana podłoga w salonie - moi rodzice mieli położoną bukową klepkę, która była polakierowana szkodliwą chemią do drewna. Takie były wtedy czasy.Tato nie chciał się jej pozbywać, zresztą ja też, ponieważ wymagała jedynie wycyklinowania i odświeżenia lakieru, a więc mogliśmy pozbyć się starego lakieru i cieszyć oko pięknym klasycznym bukowym parkietem. Tak nam się z początku wydawało… ale niestety…

- Na koniec, w swoich wymaganiach mama dodała dosłownie: "W niczym nie jestem zorientowana; planowanie i projektowanie zniechęca mnie aż do znudzenia i bólu w kościach. Ma być ładnie i wygodnie, oprócz tego przytulnie i babciowo" :) A więc działałam :) hihi

 


UKŁAD FUNKCJONALNY

UKŁAD PRZED


UKŁAD PROJEKTOWANY

Największym wyzwaniem w salonie okazało się umiejscowienie ‘salonu’, tzn. części wypoczynkowej z TV. Dzięki dodaniu metrażu do salonu, wynikającego z dołączenia do niego jednej z sypiali, powiększył się on znacznie. Z drugiej jednak strony, pomieszczenie zostało złamane, bo ściana zewnętrzna domu w tym miejscu wchodziła w głąb domu. To zwężenie nie było mi na rękę. Tam bowiem planowałam przenieść, właśnie część wypoczynkową, ale obawiałam się, że rodzice będą chcieli siedzieć, czyli postawić kanapę - na przeciwko TV czy kominka, a tam, niestety nie było na to miejsca. Jak dobrze, że się pomyliłam, myśląc o ich oczekiwaniach, ponieważ bardzo spodobał im się pomysł tzw. odwróconego salonu. Mama i tak TV ogląda na leżąco, a tato dostał swój fotel z widokiem na przeciwko (TV oczywiście). Poza tym, kiedy w domu będą przebywali goście, wszyscy nie będą musieli wpatrywać się w to czarne pudło, a tylko na siebie :) czy też w bardzo ładną ścianę z konsolą, na przeciwko.

Wielki i piękny, bo drewniany, stół - to marzenie mojej mamy. Więc zaprojektowałam jej taką kolubrynę, że wesele może teraz wyprawiać w domu :) Na układzie powyżej widzicie wersję z maksymalnie odsuniętymi krzesłami. Stół miał mieć 110cm szerokości, aby wygodnie można było układać na nim potrawy, oraz 3,2m długości, aby 14 osób swobodnie mogło usiąść przy nim na imprezach rodzinnych.

Uwielbiam też, kiedy ktoś w projekcie otrzymuje coś personalnego, dlatego, przy wyraźnej aprobacie mamy, wydzieliłam dla niej strefę ‘do czytania’, która jest usytuowana w środku salonu i sprawia, że osoba w niej przebywająca ma kontrolę nad wszystkim, co dzieje się w domu. Z drugiej jednak strony siedzi się tam (bo to kącik z wygodnym fotelem), jakby osobno. Dodatkowo stanęła tam lampa i stolik, jak też, obowiązkowo, regał na książki, które moja mama pochłania tonami. W końcu jest polonistką, a pracuje również w bibliotece.

Mój tato otrzymał w prezencie witrynę/barek, w którym będzie mógł zrobić sobie wystawkę kieliszków czy innego szkła.

Natomiast, jeśli chodzi o kuchnię, to na rzucie powyżej wyraźnie widać, w jaki sposób ją wydłużyłam. Otóż zamknęłam przejście, które istniało kiedyś, a należało do holu, a dzięki temu - wysunęłam zabudowę kuchenną w stronę jadalni. We wnęce za kominkiem stanęła wysoka szafa z piekarnikiem i mikrofalówką w zabudowie.To posunięcie dodało w kuchni dobrych kilku m2 półek w szafkach. Natomiast jeśli chodzi o wyspę kuchenną, to owszem, zmieścił się nam tutaj półwysep przyklejony do ściany i miał mieć możliwość korzystania z szafek od strony kuchni i dostawienia dwóch siedzisk od strony jadalni, ale ostatecznie zamiast niego postawiliśmy mały stół, z którego można korzystać na codzień - tak też rodzice mieli wcześniej i postanowili pozostawić go w kuchni, ale w nowej odsłonie.

Na koniec zwrócę jeszcze Waszą uwagę na kominek. Celowo zaprojektowałam narożny kominek, tak, by był widoczny zarówno z jadalni, jak i salonu, pomimo tego, że część wypoczynkowa usytuowana jest do niego bokiem. Ale przez to, że stoi na środku całego tego zamieszania, łączy pomieszczenie w całość i naprawdę nikomu nie przeszkadza to, że na kanapie nie siedzi się na przeciwko niego.


STYL WNĘTRZA I KOLORYSTYKA

 

Trudno jest mi określić styl wnętrza. Próbowałam połączyć w tym projekcie styl coastal z hampton, a dodatkowo z nutką nowojorskiej elegancji. Mam nadzieję, że uda mi się Was zaskoczyć, bo wszystko wyszło naprawdę pięknie. Do tych klimatów dobrałam dwa główne kolory wnętrza: blue (niebieski) and wood (drewno), dlatego właśnie tak nazwałam ten projekt. We wnętrzu zaznaczają swoją obecność różne odcienie niebieskiego, od sky blue (delikatnie błękitnego) po navy blue (granat). Natomiast drewno jest w kolorze bardzo jasnego dębu. Dodałam do tego złoto i szarości; oraz biel, którą mama zażyczyła sobie w kuchni. No i powstało cudo.


PRACE ROZBIÓRKOWE

 

Projektowanie zaczęłam od ustalenia układu pomieszczeń. Najfajniejsze w całym tym zamieszaniu było to, że salon powiększaliśmy, poprzez połączenie go z jednym z pokoi do niego przyległych. Jako że rodzicom ten dodatkowy pokój nie był już potrzebny, skupiliśmy się na stworzeniu dużego salonu, który byłby wygodnym miejscem spotkań dla całej rodziny. Było to najlepsze, co mogliśmy zrobić. Otworzyliśmy, i tak niemałą, przestrzeń jeszcze bardziej.

Wnuki zaangażowały się w prace rozbiórkowe :)

Tak im się ta robota spodobała, że po 3 godzinach walenia młotkami w ścianę - nadal nie chciały przestać :) 

Oczywiście zdemontowaliśmy także kominek i jego stary wkład.

Pozostał tylko komin.

Z kuchni zabraliśmy całą zabudowę, a wykonawca zbił płytki ze ścian i podłodze.

Musieliśmy też ściągnąć z podłogi w salonie stary parkiet bukowy, ale o tym: dlaczego - opowiem Wam w kolejnym poście. Dlatego proszę, nie zlinczujcie mnie za to, bo zapewniam Was, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby go zachować… ale się nie udało.

W kolejnym poście pokażę Wam co obejmowały i jak postępowały prace remontowe, które zakończyły się pomyślnie po 7 tygodniach od ich rozpoczęcia.

A teraz…

buźka :)


See this gallery in the original post